Zapach naftaliny


"(...) Gdyż Pan ma w tobie upodobanie,
a twoja kraina będzie poślubiona" 
(Iz 62,4)

Niedzielna Eucharystia - kościół wypełniony po brzegi - nie ma gdzie się przesiąść, ani nawet za bardzo stanąć, by nie obijać się jeden o drugiego. Jako że przyszłam chwilę wcześniej, to załapałam się na jedno z ostatnich miejsc siedzących. Chyba już wiem, dlaczego było ono wolne.
Rozlegający się bardzo intensywny zapach naftaliny od osoby siedzącej obok miażdżył nozdrza. Chęć ucieczki z minuty na minutę we mnie rosła. Czekałam tylko na koniec, a czas wyjątkowo się dłużył. I pomimo że prosiłam Boga, by zabrał moje rozproszenie, by skierował moje myśli na Słowo, na Niego, to jednak naftalina uderzyła mi do głowy i nie byłam w stanie się od tego odciąć. Gdy wracałam do domu, to pytałam Boga, po co dał mi takie doświadczenie? Wyrzucałam, że nie pamiętam nic z czytań, ani z kazania, że trochę jakby zmarnowałam czas. I wtedy Bóg pokazał mi bardzo jasno, że często tak w życiu jest, że różne sprawy - sytuacje planowane lub te, które dzieją się z zaskoczenia potrafią mnie zmylić, skierować na niewłaściwy tor, odcinając tym samym od Niego. Pokazał też drugą stronę - to, że zmieniają się ludzkie okoliczności, że mnie coś rozwala od środka - coś boli albo coś mi się nie udaje, nie idzie zgodnie z moim wyznaczonym porządkiem, to w żaden sposób nie zmienia tego, że Bóg przychodzi, że On jest. Spójrz, przecież pomimo to, że w kościele śmierdziało naftaliną, to Bóg był w Nim obecny i Eucharystia odbyła się. I nawet jeśli coś ci się w życiu psuje, coś nie wychodzi, gdzieś błądzisz, siedzisz w jakimś niepachnącym fiołkami zakamarku życia, to On też w nim jest z tobą. I wierzę, że tak samo jak mnie, tak i tobie Bóg chce pokazać, że niezależnie od tego, w jakim smrodzie albo bagnie siedzisz, to On jest, kocha i czeka, aż to dostrzeżesz i pozwolisz Mu działać.
Zapraszam Cię Panie do moich spraw...

Popularne posty