Wyszłam z anoreksji


"Jezus usłyszał to i rzekł do nich: 
«Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. 
Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników»"
(Mk 2,17)

Byłam kiedyś na diecie. Żadne cuda-wianki, pudełka, kapusty i inne dziwy. W sposób zdecydowany odstawiłam tylko słodycze, które na pewnym etapie życia wydawały mi się niezbędne do funkcjonowania. Rano dodawały energii, w szkole i pracy były znakomitą przekąską, po południu stanowiły doskonały dodatek do poobiedniej kawy, zaś wieczorem trudno było mi nic nie przegryzać w czasie czytania książki lub oglądania filmu... Każda pora była dobra, by zjeść coś słodkiego. Na szczęście wyzbyłam się tego nawyku, chociaż walka ze smacznym przyzwyczajeniem wcale do łatwych nie należała. 
Był też czas, gdy byłam na duchowej diecie i ta doprowadziła mnie do poważnej duchowej anoreksji. W odstawkę poszły sakramenty, a Pismo Święte pokryło się kurzem... Proces duchowego odchudzania postępował z dnia na dzień w zastraszającym tempie. Nie polecam nikomu, bo jak wiadomo anoreksja - i to nie tylko ta fizyczna - jest okropną chorobą, która sieje spustoszenie w całym organizmie. 
Mając takie doświadczenie wiem, że odkładanie sakramentów, modlitwy, czytania Słowa... to prosta droga w dół. Prosta i jednocześnie bardzo szybka. Kto był w górach, ten wie, że najszybciej spada się w przepaść, a szczyty zdobywa się idąc w trudzie, powoli, noga za nogą. Tak też jest w tym wymiarze duchowym. Najpierw na własne życzenie zaczynam się odchudzać, a później padam i nie mam siły iść dalej. Dobry codzienny duchowy pokarm, to podstawa. Gdy o tym zapominam, to ginę. Dlatego tak jak dawniej ciągle karmiłam swoje ciało słodyczami, tak teraz staram się karmić swoją duszę - być z Bogiem w ciągłym kontakcie, "mieć" Go zawsze przy sobie, by w chwili, gdy robi mi się słabo, gdy jest mi źle, albo zwyczajnie się nudzę, móc nakarmić się Jego Słowem, które ma niesamowitą siłę stawiania człowieka na nogi.
Zapraszam Cię Panie do każdego momentu mojego życia... 

Popularne posty