Przykre prawdy bez koloratki


Jakiś czas temu pewna osoba poprzez bloga nawiązała ze mną kontakt. Opowiedziała swoją historię życia i poprosiła o wsparcie w pewnej bardzo życiowej sprawie. Ot, nic trudnego - pomyślałam - to tylko kwestia wykonania telefonu albo napisania maila w odpowiednie miejsce. Zdecydowałam się na to drugie. Weszłam na stronę internetową pewnej parafii, odszukałam adres e-mail, w kilku zdaniach opisałam, o co chodzi i... czekałam na odpowiedź. Czekam do tej pory, choć minęło już z pół roku. Może odpowiedź przyleci wraz z gołębiem pocztowym, który zagubił się w akcji? A może etykieta nie ta i zaiste ą, ę, odpowiedzi nie będzie? Trudno powiedzieć. 
Druga sytuacja dotyczy smsa wysłanego do pewnego kapłana, którego choć nie znam osobiście, to wiedziałam, że może pomóc. Nie wymagało to od niego robienia piruetów, wielkich nakładów czasu, ani energii. Cisza. Choć brak odpowiedzi, to także odpowiedź, ale czy bardziej ludzko nie byłoby napisać po prostu "nie"? 
Dodać należy, że zarówno w jednym, jak i drugim przypadku, kontaktowałam się poprzez informacje zawarte na oficjalnych stronach parafii. Nie wygrzebywałam ich tajnymi kanałami spod ziemi. Każda z tych wysyłanych wiadomości opatrzona była także moim imieniem i nazwiskiem. Wszystko transparentne i nic ponad zwyczajną kapłańską posługę. 
Nie rozumiem tego kochani Kapłani. Z jednej strony - nawet mało wyspecjalizowanym okiem widać - jak wielki problem jest w kościele, jak bardzo ludzie z niego rezygnują, ponieważ zamiast Bożej miłości - otrzymują kopniaka w tyłek (a może raczej w serce), zamiast otwartości - ludzki mur..., a z drugiej, Wy - podając do siebie kontakt (wierzę, że nie pod przymusem), na tym poprzestajecie. To trochę tak, jakby podać jeden numer telefonu do sekretariatu firmy, a panią sekretarkę wysłać na kilkumiesięczny urlop, nie przydzielając nikomu zastępstwa dla jej pracy. Nie trudno się domyślić, co stanie się z tą firmą. Kontakt i dostęp do niej będą mieli jedynie ci, którzy są w niej zatrudnieni, albo są z nimi w bliskich relacjach. Reszta idzie w odstawkę. Rozumiem, kochani Kapłani, że każdy ma swoje sprawy, zajęcia, zobowiązania, ustalone terminy... Rozumiem, że jesteście ludźmi, którzy mogą źle się czuć, albo mieć doła. Uwierzcie, widzimy w Was ludzi, takich jak my - zwyczajnych, słabych, bardziej lub mniej otwartych na inne osoby... Bądźcie więc proszę ludzcy. Idąc za słowami Papieża Franciszka: "zamieńcie kanapę na buty wyczynowe, Jezus was poprowadzi". ...choć w opisanych przypadkach, to i zwykłe trampki by wystarczyły.

Popularne posty