Wpadka


Znowu to zrobiłam. Wpadłam i spadłam. Jak śliwka w kompot, jak kanapka na podłogę masłem do dołu. Kurczyłam się z sekundy na sekundę. Z każdym przeczytanym zdaniem stawałam się coraz mniejsza. Podziwiałam jej kunszt literacki, styl, biegłość, lotność, talent, zręczność, rzemiosło, warsztat..., ach. Trzy miesiące wchłonęłam w godzinę. Mało brakowało, a zaczęłabym ją notować. Szczyt wariacji więc jeszcze przede mną. Bogu dziękuję, że w odpowiednim czasie zareagował, skutecznie przerywając to szaleństwo. Tak, kolejny raz czytając - zaczęłam się porównywać. Bezczelnie weszłam na nie swoją drogę i przymierzałam się do niej. Nie pasowałam. Bo gdzież mi tam do kogoś, kto ma tysiące "polubień" swojej strony, a setka "lajków" zbiera się w ciągu kilkunastu minut od publikacji - myślałam. A może dar dla mnie od Boga mniejszy, albo On w ogóle mnie jakoś tak słabiej kocha, bo przecież ciągle wywijam Mu jakieś numery..., więc i to moje pisanie takie sobie... - ciągnęłam dalej polemikę z własnymi myślami, które odprowadzały mnie coraz dalej od tego, co Bóg mówi.
To nie pokora. To kłamstwo. Kłamstwo tego, który chciałby, bym schowała głowę pod kołdrę i użalała się nad sobą, albo bym ogłosiła majówkę połączoną z przerwą wakacyjną, zamknęła laptopa i ze spuszczoną głową powiedziała: "sorry Anka, do pisania też się nie nadajesz...". Fakt - nie nadaję się, by chodzić w nie swoich butach, nie po swojej drodze - tej, po której Bóg prowadzi inną osobę. I dziękuję Mu za to, że w takich chwilach wyłączając prąd, stanowczo odcina mnie od marności, podnosi mi głowę i mówi: jest robota - "wstań i idź do Niniwy..." (Jon 1,2)
Usłyszeć Boga w krzyku świata, doświadczyć, że wcale nie muszę być lepsza, by mnie kochał, bym mogła być ciągle Jego dzieckiem... Wybrać Go na każdy dzień i pozwolić Mu kierować każdą minutą - to lekcja do odrobienia na dziś, na jutro i na wiele kolejnych dni, miesięcy, albo i nawet lat.
Prowadź Panie Jezu.

Popularne posty