Prezent czy rózga?


"...aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i poznali prawdę" 
(1 Tym, 2,4)

Wybór pomiędzy prezentem a rózgą jest oczywisty. Nie znam człowieka, który chciałby z własnej woli otrzymać w darze coś nieprzyjemnego - rózgę. Jednak na prezent trzeba sobie zasłużyć. "Mikołaj patrzy" - słowa powtarzane dzieciom przez cały grudzień, przyzwyczajają je, że za dobre postępowanie dostaną prezent, zaś złe zostanie skwitowane rózgą. To takie czysto ludzkie. I choć rodzicielska miłość z pewnością ma w sobie jakiś pierwiastek Bożej miłości, to jednak jest bardzo ułomna. Z drugiej zaś strony - nawet jeśli swoim pociechom sprawiliśmy rózgę, to raczej miała ona walory edukacyjne, nie była zaś prezentem kończącym świętowanie. A jak postępuje Bóg wobec nas - swoich dzieci? Obficie sypie prezentami. Co więcej - nie trzeba sobie nawet na nie zasłużyć. On kocha tak doskonale i na maksa, że my - tak jak w dzisiejszej Ewangelii - przychodzimy do Niego - ułomni, niewidomi, chromi, niemi, a On w prezencie daje uzdrowienie. Wystarczy przyjść. Wystarczy pragnąć... Faktem jest, że czasami / często nie rozumiemy Boga, nie wiemy, dlaczego prowadzi taką, a nie inną drogą, a ta Jego wydaje się bez sensu... I w tym przypadku cierpliwość jest kluczem, by wyjaśniło się, jakie walory edukacyjne Bóg zawarł akurat w tym prezencie. O wiele częściej jednak Bóg sypie cukierkami. Bóg wie, że jako Jego dzieciaki potrzebujemy tej odrobiny słodyczy, by żyć. Czasem to sytuacje bardzo proste - np. gdy bardzo się spieszę i ktoś akurat przepuszcza mnie w kolejce do kasy, albo gdy rano nie mam siły zwlec się z łóżka, a mąż przynosi mi kawę... Drobne gesty miłości. Cukierki. Wystarczy je dostrzec. Tak działa Bóg.
Życzę Wam dziś samych Boskich prezentów! :-)

Popularne posty