"Wizyta duszpasterska", czyli kilka zdań o pogodzie?


Na stole biały obrus, krzyż, świece, woda święcona i kropidło. Brzmi znajomo? Ciekawa jestem, czy ciąg dalszy scenariusza również. Najpierw kolęda zaśpiewana przez ministrantów, następnie "Ojcze nasz", błogosławieństwo, ministranci się żegnają i wychodzą, siadamy. Ksiądz otworzył teczkę, wyjął kartotekę i przemówił: "rok temu też tu u was byłem". "Tak, zgadza się, rok temu też nas ksiądz odwiedził..." - odpowiedziałam. "A dzieci do której klasy chodzą?" - rzucił jakby od niechcenia, patrząc w moim kierunku. "Nie chodzą jeszcze do szkoły." - odpowiedziałam. "No tak, tak faktycznie." - potwierdził, zerkając w kartotekę naszej rodziny. "A pracujecie?" - ponownie przemówił, wyciągając równocześnie dwa obrazki z teczki. "Tak, pracujemy..." - odpowiedziałam, patrząc, jak stawia niezbyt zawiłe autografy na ów obrazkach i naiwnie myśląc, że jest to dopiero wstęp do dalszego dialogu. "To dobrze, trzeba pracować." - powiedział, wstając z krzesła i udając się w kierunku drzwi wyjściowych. 
Zanim zdążyłam pomyśleć coś w stylu: "no tak, trzeba pracować, ale serio, to wszystko, serio, to już koniec, serio ani słowa o Bogu, serio...?", ksiądz łapał już za klamkę. "Z Panem Bogiem." - wydusiłam w zdumieniu. "Z Bogiem..." - odpowiedział, mówiąc coś dalej do oczekujących na klatce ministrantów.
Tadadaaaam! Kurtyna! Mieszkanie pobłogosławione, my też. Tyle.
Jak było w ubiegłym roku... i iks lat temu? Podobnie. Przepraszam, obiecuję poprawę - za rok już powiem księdzu o Bogu, który kocha człowieka na maksa i bezwarunkowo, nawet jeśli ten niekoniecznie przykłada się do swojej misji, którą On mu nadał...
Śledząc w internecie "kolędowe" poczynania kilku księży, jestem przekonana, że scenariusz, który przedstawiłam na szczęście nie jest dla nich normą. Chcę wierzyć, że normą nie jest dla wielu, a ja po prostu od wielu lat tylko tak trafiam.

Popularne posty