Świadectwo "Runął już ostatni mur między nami"

Wszystko zaczęło się w piątek, trzydziestego listopada. Dzień jak co dzień. Modlitwa, śniadanie, porządki, rozmyślania o tym, co Pan stworzył i kogo stworzył. Jeden telefon, drugi, trzeci…, ludzkie problemy, myśli, dlaczego jedni narzekają, a drudzy nie…? Koronka, obiad i dalsze rozmyślania. Dlaczego tak mało robię dla Pana Boga mojego jedynego? I znowu wyrzut we własnym kierunku: dlaczego ty NIC nie robisz dla Pana Boga? Poproś przecież, Pan ci da na miarę twoich możliwości. W końcu Pan się zlitował i postanowił dać mi zajęcie. Po godzinie 18tej zadzwonił telefon. Jak zwykle Pan Bóg użył zaufanego człowieka na ziemi. Kto nim jest? Oczywiście Roman G. Zadzwonił i mówi: „Potrzeba komuś pomóc - ma problemy z rodziną, alkoholem i inne sprawki. Szuka pomocy Bożej, bo wszystko inne już zawiodło”. Roman do mnie zadzwonił, bo wie, że jestem specem w dziedzinie pijaństwa. Widział nie raz, co alkohol ze mną robi. W końcu trzydzieści kilka lat praktyki alkoholowej, to nie jest mało. No i stało się! Zło dało znać o sobie. Powiedziałem Romanowi, że nic mnie to nie obchodzi, kto ma jakie problemy. Jest przecież AA i inna pomoc, a ja nie mam ochoty się tym zajmować. Na moment zapomniałem, że to właśnie Roman był przy mnie, jak chlałem i ledwo żyłem. To on prowadził mnie do kościoła i wspólnoty. Mało tego. Wyprowadził nawet z mojego mieszkania znajomego, który się zmoczył w gacie. Chwała Ci Panie za Romana i za ludzi o podobnych sercach. Sprawę pomocy koledze Romana jednak odrzuciłem.

Wieczorem dostałem zaproszenie na dwunastogodzinną Adorację. Po krótkim namyśle odpisałem, że w tym przypadku nie mogę odmówić, ale Msza Święta też by się przydała. Żadnego sprzeciwu. Siostra Dorotka też się wybierała na Mszę Świętą. I zacząłem wtedy myślami wracać do sytuacji tego człowieka, który potrzebuje pomocy, a ja mam go w nosie. A jeżeli ja chcę do kościoła, to od razu! Tu woła człowiek o pomoc, a ja odmawiam. Bez sensu. Gdzie tu można znaleźć Chrystusa? Roman był jednak na tyle dobry i nie dając za wygraną, wysłał mi numer telefonu do tego „kolegi”. Sam tylko numer, bez imienia. Więc tu kolejna już złość, bo nawet nie wiem, jak miałbym z nim zacząć rozmowę. Ciężko mi było zadzwonić i się po prostu zapytać, jak ma na imię. Wolałem się złościć na Romana, że obarcza mnie takim ciężarem i utratą mojego drogocennego czasu. Ale Pan Bóg jest mądry, bo dał nam sumienie. Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia – to Mądrość Syracha 28,3. Co jakiś czas myślałem o tym, że ktoś potrzebuje pomocy. W sobotę postanowiłem jednak zadzwonić pod podany numer telefonu do tego Anonima. Ku mojemu zaskoczeniu Adam okazał się osobą, która pragnie pomocy od Pana Boga, a wręcz krzyczy „Boże pomóż, ratuj mnie!!!”. Rozmowa była konkretna. Adam powiedział, co go boli, i czego oczekuje. Jest z Połczyna Zdrój, ale teraz dwa dni spędzał w Kołobrzegu. Przypadek? Nie sądzę! 

Telefon od siostry Dorotki, która mnie informuje, że Msza Święta o 18tej, a Adoracja od 19tej. Zadzwoniłem więc do Adama, by zaprosić go do kościoła i na Adorację. Szok! On się na wszystko zgodził! Pan Bóg wciąż mnie zadziwia swoją troską. Nie ma z żadnej strony sprzeciwu. To wszystko miłość Boża. Wszystko poszło jak należy. Msza Święta, spowiedź Adama, łzy, radość i… polecieliśmy na Adorację przywitać Pana Jezusa. Siostra Dorotka się nami opiekowała. Byliśmy otoczeni Bożą miłością. Cisza Adoracji Pana Jezusa najbardziej mi odpowiadała, a łzy Adama były dla mnie oznaką kumulacji wszystkiego, czego człowiek oczekuje od Pana Boga, a nie doświadcza tego, gdyż ciągle na Boże wołanie mówi NIE. 

Smutek i żal już powoli odchodzą. Przychodzą radość i lekkość serca. Już nie narzekam, że tracę czas. Dziękuję Panu Bogu za Romana i za Adama, których postawił na mojej życiowej drodze. To był też moment, by zapytać Jezusa, dlaczego jest nas tak mało? Czyżby ludzie, którzy chodzą do kościoła nie mieli pragnienia porozmawiać z Jezusem Chrystusem w ciszy Bożej? Odpowiedź dostałem szybko i brzmiała ona: „nie zajmuj się tym - to należy do Mnie. Zajmij się swoją drogą i nie odmawiaj pomocy potrzebującym, gdy o to proszę…”. Więc ja znowu Bogu swoje mówię: „mimo że słyszę Cię Panie, to czuję jakiś dziwny ludzki lęk przed Tobą” Dalej już Jezus do mnie: „nie martw się, bądź cierpliwy, już niedługo lęk zniknie”. 

Godzina trzecia rano. Koronka i zaczęło się! Radość, płacz, pokora, miłość, to wszystko spadło na mnie jak szal z najczystszego jedwabiu i przytulił mnie Jezus do Swojego krwawiącego serca, i tak się połączyliśmy ja i On - Pan całego świata. Dalej czegoś nie rozumiałem, czyżby coś mi uciekło? Nie rozumiałem, że to się stało naprawdę. 

Dziś, dzieląc się z Wami przeżyciami z moich ostatnich dni, dziękuję całej wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym za wspólnie spędzony czas przy Najświętszym Sakramencie. Mocno się modlę za tych, którzy nie mogli być z nami. Życzę im, aby przy następnej Adoracji byli i doznali takiego błogosławieństwa, jakiego ja doznałem. 

W niedzielę trzy godziny snu pozwoliły mi odpocząć i znowu w sercu pojawiło się pragnienie spotkania się z Jezusem. Padał deszcz. Kto więc mnie zawiezie do kościoła? Telefon do Romana i bez zbędnych tłumaczeń jedziemy na spotkanie z Panem! Radość Eucharystii i jakaś niepewność w sercu… skąd to się bierze, pomyślałem. 

W poniedziałek czułem się tak, jak gdybym spał w niebie. Godzina piętnasta. Koronka do Bożego Miłosierdzia - twarzą w Twarz z Jezusem Chrystusem i pytanie: „Panie mój, o co chodzi z tym lękiem, ciągle mi to przeszkadza w relacji z Tobą…” Usłyszałem w moich myślach odpowiedź: „włącz radio, włącz radio”. No więc patrzę tak na radio i na Jezusa. Ufam i włączam, a tam! Zapowiedź piosenki: „runął już ostatni mur między nami…”. Łzy, radość i euforia, bo przecież czekałem na tę chwilę cztery lata. Sam Jezus Chrystus Król Wszechświata rozwalił mur między nami. To było takie piękne jakby trąby w Jerychu zabrzmiały. Chwała Ci Panie na wieki. 

Jak można nie wierzyć w Pana Boga? Przecież Adam jest początkiem. A skoro Pan Bóg rozwalił mur między nami i Pan posłał Adama, a ja ogłosiłem mu Kerygmat i on go przyjął, to znaczy, że idzie nową drogą i ja też, bo zacząłem głosić miłość Pana Jezusa do nas.

Ps. Adam we wtorek był ze mną na wspólnocie Kołobrzeskiej Odnowy w Duchu Świętym i bardzo mu się podobało. Powiedział mi: „tego właśnie szukałem”.

Proszę Cię teraz o modlitwę za niego, o powrót żony i rodziny, tak, by Chwała Boża mogła objawiać się w jego życiu. Amen. 

Darek Dziemianczyk

Popularne posty