Z przytupem!


Z na pół zamkniętymi oczami, nie ogarniając jeszcze rzeczywistości, macałam ręką po łóżku w poszukiwaniu telefonu. Kilka minut po czwartej. Czwartej w nocy, czy czwartej rano? Było mi zupełnie wszystko jedno. Wybudzona wołaniem dziecka, podałam mu wodę oraz leki, znalazłam zagubioną skarpetkę i utuliłam do dalszego snu. Ponownie wzięłam telefon. Niewiele brakowało do piątej. "Zacznij ten dzień z przytupem!" - wyświetliło się w aktualnościach. Spoko! Komunikat w sam raz na dziś, kiedy nie wiedzieć nawet ile razy tej nocy wstawałam, bo: pić, siku, przebrać piżamkę, znaleźć misia, podać misia, nie tego misia podać, znowu pić, zmierzyć temperaturę, powtórzyć pomiar, przerazić się, podać leki... i tak w kółko. Ale skoro z przytupem, to długo się nie zastanawiając: "potrójne espresso proszę" - powiedziałam sama do siebie w drodze do kuchni. Tak też zrobiłam. Dużo i mocne, ot, przytup nie byle jaki.
Dni po takich nocach to dopiero jest wyzwanie! Nie wiem, czy da się je przeżyć o własnych siłach. Generalnie wolę nie próbować. I wcale nie chodzi mi tu o kolejną kawę, czy czekoladowy zastrzyk energii, bo choć one są mi bez wątpienia potrzebne, to w sytuacjach trudnych najczęściej doświadczam wielkiej mocy modlitwy. Jak dzieciak staję wtedy przed Jezusem i mówię do Niego: "Spałam dwie godziny, padam na twarz, chociaż dzień dopiero się zaczyna... Proszę, zrób coś, pomóż mi ogarnąć ten dzień." I wtedy okazuje się, że dzieci nie guzdrają się przy śniadaniu (a to już działanie z pogranicza cudu!), ktoś przepuszcza w kolejce do kasy, mama nagotowała "przypadkiem" tyle obiadu, że nie dosyć, że mogłam w przelocie zjeść coś ciepłego, to jeszcze dostaję "na wynos", nie brakuje miejsca na parkingu, choć on zawsze jest przepełniony... Niby nic spektakularnego. I właśnie o to chodzi. O tą codzienność, w której nagle "się udaje i wychodzi", o wszystkie drobiazgi, które pomyślnie się układają wtedy, gdy człowiek zwyczajnie nie ma siły, a na samą myśl o tym, że miałby zmagać się z kolejnymi trudnościami - po prostu chce się płakać. Odnaleźć Boga w tym, że pomimo umówionego spotkania, odmawiasz je i nikt na Ciebie nie buczy niezadowolony, a odpisuje: "Ania, otaczam modlitwą...".
Dziękuję Ci Panie za te wszystkie trudne sytuacje, w których tak szczególnie doświadczam Twojej miłości i bliskości, bo w przeciwnościach szybciej dostrzegam Ciebie Panie w każdej minucie mojego życia. 
Noszony ciężar choć często powoduje ból, to przede wszystkim uwrażliwia na dobro, które dzieje się wokół. "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie" (Mt 11, 28-30). Nic ponad miarę.

Popularne posty