Chyba nigdy w życiu tak gorliwie się nie modliłam, jak wtedy...


Z okazji sześciu lajków pod ostatnim postem, postanowiłam popełnić kolejny. Nie, nie jestem wybitnym teologiem zapraszanym do prowadzenia konferencji w kraju i na świecie, zresztą ja w ogóle nie jestem teologiem, więc nie ma co się tu spodziewać odkrywania duchowej Ameryki, a jedynie codzienności, którą chcę przechodzić z Bogiem. Nigdy nie byłam członkiem Oazy, ani scholi, nie chodziłam też na pielgrzymki, nie byłam nawet blisko żadnych "środowisk kościelnych". Po prostu - nie. No dobrze, kiedyś "przypadkiem" trafiłam na jakieś rekolekcje wyjazdowe - to jak do tej pory jeden z większych moich życiowo-Bożych przypałów - na których miałam być wychowawcą, a okazało się, że zostałam "animatorem" i to nie czasu wolnego, ale takim wiesz, który prowadzi grupy w programie rekolekcji. O lordzie paradoksie! Chyba nigdy w życiu tak gorliwie się nie modliłam, jak wtedy... o koniec tego wyjazdu. Dobrze, że "moja grupa" była ogarnięta i na hasło np. "Oremus" albo "przygotowujemy modlitwę wiernych" - oni wiedzieli, o co chodzi i wiedzieli, co mają robić. Ja znałam inne hasła, ale im ich nie proponowałam. Nie zgrywałam przed nimi chojraka, byłam najmniejsza i najsłabsza ze wszystkich. Podziwiałam ich! Sama przeżywając jednocześnie bunt i ból, z pokorą starałam się przyjmować uwagi, których było sporo. Wtedy jeszcze nie miałam też żadnego doświadczenia Boga, za to niemałe doświadczenie życiowych zakrętów, na których boleśnie łamałam nogi, z przemieszczeniem. A przemieszczałam się głównie w miejscach, do których już wracać nie chcę. Nie o tym jednak pisać. 
Dziś - choć żaden ze mnie duchowy boss - wiem, że Bóg jest w stanie posłużyć się każdym i wszystkim, by Jego miłość i moc mogły się objawiać wobec drugiego człowieka. Wierzę, że On dotyka tych serc, które mają zostać na dany czas poruszone. Czy dziś będzie ich sześć, albo siedem, czy może siedemdziesiąt siedem - tylko Bóg wie. Bo skoro On ze mnie - najmarniejszej marności - trawy pośród trzcin - robi swoje narzędzie (słabe, bo słabe, ale jednak), to ufam, że nie mam leżeć bezczynnie pośród innych narzędzi, ale działać, by budować. Ty też możesz! "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". (por. Mt 25,40)
Dziękuję Ci Panie, że potwierdzasz, że "moc w słabości się doskonali", więc to, co we mnie najmniejsze może okazać się Twoją chwałą.

Popularne posty