Na końcu świata...


"...Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę". 
(Hbr 13,5)

Są takie dni / tygodnie, kiedy człowiek ma poczucie, że to, co się dzieje zwiastuje raczej wewnętrzny koniec świata, niż daje nadzieję na lepsze jutro. W ostatnim czasie końców świata przeszłam przynajmniej kilka. Nie są mi więc obce nocne wielogodzinne wizyty na szpitalnej dziecięcej izbie przyjęć, praca po nieprzespanych nocach, zepsuty samochód, zgubienie kluczy i szukanie ich z latarką po zmroku w różnych częściach miasta... było tego wiele. A kiedy już wydawało się, że to, co było, to już "na pewno gorzej być nie może", to okazało się, że jednak może! I tu dziś chwilę po godzinie czwartej w nocy nastąpił kolejny ciąg wydarzeń różnych i mało fajnych. Cały więc plan dnia stracił więc swój sens. A plan był dokładny - ułożony godzinowo, z podziałem na role. 
Ty pewnie też masz takie chwile, w których chcesz zakopać się w łóżku pod kołdrą i nie wychodzić stamtąd, by przeczekać lawinę, która właśnie wali się na twoją głowę. Świat w ciebie strzela, obrywasz na każdym zakręcie, a mimo to idziesz dalej. Wszystko w tobie krzyczy i płacze na zmianę. Chcesz się wycofać i uciec. Masz zwyczajnie dość.
Nie jest łatwo ufać Bogu, gdy wszystko się sypie... Nie jest łatwo powiedzieć "Uwielbiam Cię Panie", gdy łzy bezsilności płyną po policzkach... "Dla srebra - tygiel, dla złota - piec, dla serc probierzem jest Pan". (Prz 17,3) Czy w tych najtrudniejszych sytuacjach twojego życia znajdujesz Boga? Bo On w nich jest razem z tobą i kocha cię ciągle na maksa! Matka, kochając swoje dziecko stawia mu wymagania, by wyrosło na mądrego, ogarniętego człowieka. Tak samo Bóg Ojciec - kochając - wymaga.
Przepraszam Cię Jezu, że czasami zapominam, że Ty przecież prowadzisz moje życie i nie zostawiasz mnie ani na krok. Prowadź Panie, bo Ty wiesz, czego mi trzeba.

Popularne posty