Znowu to zrobił...

Wybrał Ciebie, mnie, jego i tą z krzywym nosem też wybrał..., i przelał za nas krew. Ja tam bym wszystkich nie wybrała, tylko casting, surowe normy - kilku przechodzi dalej, a pozostałym dziękuję, rachunek wyślę pocztą. A On nie - równe szanse na starcie i zamiast konkurować, jak to w korporacjach bywa, to On zaleca się miłować. Nazwał nas w dodatku swoimi przyjaciółmi. Dziwne to. Zerknij sobie zresztą na fragment: J 15,12-17. Rozumiem, że moim Przyjacielem, to On może być, no ale jej Przyjacielem to już niekoniecznie, bo skoro ja jej nie lubię, to On też nie powinien jej lubić.
No bo jak tu być przyjaciółmi, skoro przecież już na wejściu X mnie wkurzył, Y mnie wkurzył, a Z się obraziła i sobie poszła. I jak tu być, jak Jezus? 
Jezus ukochał człowieka do szaleństwa, do krzyża. Dał wszystko, podczas gdy ja ciągle zastanawiam się, czy mogę pożyczyć dychę, samochód na godzinę, męża do pomocy przy przeprowadzce... Ludzkie to i bardzo słabe.
Wzór Bożej miłości widzę, tylko gdy pod te iksy i igreki podstawiam prawdziwe imiona, by dalej podzielić ich przez moje oczekiwania i pomnożyć przez przeszkody, to niestety wynik wychodzi mało zadowalający. Taki ze mnie przyjaciel.
Dziękuję Ci Jezu, że Ty mimo moich odejść i powrotów, nieudolnych prób niewarczenia na ludzi, a przyjmowania ich z każdą historią i potrzebą, Ty ciągle widzisz we mnie przyjaciela - ucznia, który choć na razie ma dwóje, to ciągle walczy o poprawki... Przepraszam Cię Panie, że ciągle tak mało kocham.

Popularne posty