Weź się do roboty!



     Wczoraj wieczorem podłączyłam telefon do ładowarki i kontaktu, by mógł się naładować. Rano okazało się jednak, że bateria zamiast być w pełni naładowana, to jest zupełnie pusta. No tak – z ładowarką wszystko w porządku – zapomniałam jednak włączyć listwę zasilającą, do której była ona wpięta. Taka sytuacja ma miejsce dosyć często w moim przypadku. Dziś jednak nakłoniło mnie to do innych przemyśleń. 
     
    Otóż, w życiu osób wierzących to Bóg jest taką właśnie ładowarką. I wszystko jest w porządku, kiedy Go słucham, czytam Jego Słowo, korzystam z sakramentów – czyli upraszczając – mam z Nim relację. Wtedy – z doświadczenia wiem – chodzę naładowana. Problem zaczyna się w momencie, gdy bardziej lub mniej świadomie poprzez grzech odłączam się od Boga. Wówczas niewiele trzeba, by moja naładowana duchowa bateria bardzo szybko stała się pusta. Wtedy przychodzą: zniechęcenie, bezsens, apatia… Stąd już tylko krok do totalnego wyłożenia się. 

     Czasami zdarza się jednak tak, że z pozoru jestem podłączona do źródła, jednak wcale się nie ładuję. Niby wszystko jest w porządku, a jednak zły kręci i nie dopuszcza do ładowania. Kiedyś był taki czas, że bardzo długo chodziłam w takim stanie zawieszenia. Moja bateria nie była w stanie się napełnić, gdyż uparcie tkwiłam w jednym grzechu – usprawiedliwiając, że przecież wszyscy tak robią, więc i mnie nie zaszkodzi. A jednak! 

     Bóg domaga się wyłączności. Pyta, czy chcesz być uzdrowiony? Tak? To bierz się do roboty – „wstań, weź swoje łoże i chodź” (J 5,8). On czeka na człowieka. Zawsze.

Popularne posty