(bez)nadzieja


Był sparaliżowany. Nie był w stanie sam pójść do Jezusa. Inni więc zanieśli go do Niego. Można byłoby powiedzieć, że wykonali za tego paralityka większą część roboty. Zrobili to, czego on sam nie był w stanie. Może i Ty jesteś dziś tak sparaliżowany, że mówisz: "Nie, nigdy nie pójdę do kościoła, nigdy nie pójdę do spowiedzi...". Może już próbowałeś i dostałeś "kopniaka" w konfesjonale. Zostałeś oceniony, rozjechany i nie jesteś w stanie się z tego podnieść. Poczucie strachu przed kolejnym złym potraktowaniem paraliżuje Cię, zamykając jednocześnie na możliwości zbliżenia się do Jezusa. Spójrz więc na dzisiejszą Ewangelię jak na szansę, którą Bóg przygotował specjalnie dla Ciebie. Rozejrzyj się teraz wokół i zapytaj kogoś, komu ufasz, czy może polecić Ci cierpliwego spowiednika..., albo poproś bliską Ci osobę, by otaczając Cię modlitwą, odprowadziła Cię do konfesjonału... Podobnie jak tamci mężczyźni, zanieśli swojego brata do Jezusa, tak i Ty, jeśli sam nie dajesz rady pójść do Niego, to znajdź wokół siebie tych, którzy Cię do Niego zaniosą lub Ty, będąc dalej na tej drodze - zanoś do Boga innych. 
I choć moje osobiste doświadczenia sprzed wielu lat w materii spowiedzi są dosyć szorstkie - jako nastoletnia dziewczyna szukająca drogi, zostałam odprawiona z kwitkiem ze spowiedzi - bez rozgrzeszenia i jakiejkolwiek instrukcji, co z tym dalej zrobić, to pomimo bólu i buntu, po dość długim czasie "sparaliżowania", posłuchałam tego, który wskazał mi drogę do Boga, i w moim "paraliżu" do Niego mnie zaniósł. 
Dziękuję Ci Panie, że Ty uzdrawiasz i uwalniasz tych, którzy się do Ciebie zwracają. Proszę, dotykaj serc tych, którym najciężej, którzy powaleni "paraliżem" leżą... 

Popularne posty