Miłość... to nie wszystko.


„Miłość zaś polega na tym, 
abyśmy postępowali według Jego przykazań”. 
                                                             (2 J, 6)

     Jakiś czas temu napisałam kilka słów o miłości Boga. Na krótką chwilę opublikowałam to nawet na blogu. Nie szukajcie. Skasowałam w poczuciu, że coś z tym tekstem jest nie tak. Dziś wiem już, czego w nim brakowało. Przekonało mnie do tego wydarzenie z wczorajszego dnia.
W czasie wieczornego kremowania po kąpieli i ubierania w pidżamę, synek zaczął bardzo płakać. Miałam problem, by na dłużej go uspokoić. Wcześniej raczej nie zdarzały mu się takie płacze, gdyż bardzo lubi wieczorne rytuały połączone z wygłupami. Nie do końca wiedziałam więc, co może być przyczyną jego niezadowolenia. Myślałam, że może coś go boli, może potrzebuje się przytulić lub jest na tyle zmęczony, że marudzenie zwyczajnie bierze górę. Po dłuższej chwili zorientowałam się, że przyczyną tego głośno manifestowanego niezadowolenia był głód. Dawałam mu swoją miłość, bliskość, poczucie bezpieczeństwa, a on płakał, gdyż był zwyczajnie głodny. Dopiero gdy potrzeba jedzenia została zaspokojona, przytulił się i zasnął. Miłość jako uczucie, to nie wszystko. Tu potrzebne było konkretne działanie – w tym przypadku – przygotowanie kolejnej porcji mleka i nakarmienie dziecka. Bo miłość bez uczynków, podobnie jak wiara bez uczynków – jest martwa.

     Myślę, że tak samo jest z Bogiem, który z miłości oddał swoje życie na krzyżu. Pozostawił nam także pokarm – swoje Słowo, a jako że jest Bogiem żywym – nie zostawia swoich ukochanych dzieci, tylko działa w życiu każdego człowieka, dając potwierdzenie swoich Słów. 

     Kiedyś przyjaciel powiedział mi: „ludzi można zmieniać tylko miłością, z miłością i przez miłość”. Wiele razy w trudnych dla mnie chwilach, przypominam sobie to zdanie. I choć praktykowanie wcale nie jest często łatwe (miłość nieprzyjaciół!), to zawsze okazuje się, że to właśnie miłość jest jedyną drogą do człowieka. I nie chodzi mi to wcale o emocję połączoną z szalejącymi endorfinami, które mogą dać mi jedynie chwilowy „zastrzyk miłości”. Dobrze, gdy miłość staje się postawą wobec codzienności - decyzją, którą świadomie podejmuję, stając przed Bogiem i drugim człowiekiem. A czasem wystarczy bardzo niewiele: uśmiech, butelka wody podana na szpitalnym korytarzu… Czasem miłość, to schować telefon do kieszeni, by chwilę spokojnie porozmawiać… Czy umiem tak kochać?

Popularne posty